Prof. dr hab. Michał Troszyński (1921 – 2017) – wspomnienie

Pięć miesięcy temu Pan Profesor opuścił  na chwilę swoje biurko w Klinice Położnictwa i Ginekologii Instytutu Matki i Dziecka, gdzie codziennie pracował. Poszedł o coś zapytać kardiologa w związku z dolegliwościami ze strony serca. Pani doktór korzystając z okazji zbadała Pana Profesora, w trybie pilnym wezwała na konsultację chirurga a ten skierował na oddział, dokąd Michał został odwieziony na szpitalnym wózku. Już nigdy nie wrócił do swojego biurka…

To wydarzenie rzuca światło na osobę Pana Profesora. Do ostatnich tygodni  dni życia pracował, dzień zaczynał niezmiennie od wielu lat od obchodu na Sali Porodowej. Do ostatnich miesięcy czuwał nad jakością opieki okołoporodowej w Polsce, pracował nad programem zmierzającym do ograniczenia odsetka cięć cesarskich. Kontynuował to, co robił przez całe długie zawodowe życie, od Gdańska, poprzez Poznań, warszawską Klinikę przy ul. Karowej i wreszcie Instytut Matki i Dziecka gdzie stworzył Klinikę Położnictwa i Perinatologii, był konsultantem krajowym, przewodniczył sekcji Demografii Medycznej PAN, Krajowemu Zespołowi Promocji Naturalnego Planowania Rodziny, gdzie współpracował ze ś. p. profesorem Włodzimierzem Fijałkowskim, przewodniczył Mazowieckiemu Oddziałowi Stowarzyszenia Lekarzy Katolickich.

Czekał cztery lata na etat docenta na Karowej po habilitacji,ponieważ odważnie występował za życiem nienarodzonych, przeciwko ustawie wprowadzonej w 1956 roku liberalizującej aborcję.  Uznawano Go za „fanatycznego przeciwnika aborcji”. Zawsze stawał po stronie cywilizacji życia.

Pana Profesora zapamiętamy jako zatroskanego o zdrowie i życie polskich matek i ich dzieci, o ich bezpieczeństwo od poczęcia. Wiele kobiet zawdzięcza Panu Profesorowi bezpośrednio  swoje bezpieczne macierzyństwo, ale miliony z nich pośrednio, poprzez zapewnienie efektywnej opieki okołoporodowej w Polsce o co Pan profesor nieustannie zabiegał. Matki w dalekiej Kenii i na Haiti po trzęsieniu ziemi uzyskiwali i uzyskują pomoc od międzynarodowej organizacji ginekologów katolickich MaterCare International do której Pan profesor wciągnął polskich lekarzy i położne.

Przywiązywał dużą wagę do badań naukowych. Z jego ręki wyszło sześciu profesorów ginekologii.

Wiele pokoleń studentów medycyny i lekarzy, także położnych zdobywało i nadal zdobywa zawodowe szlify w oparciu o podręczniki Pana Profesora. Wielką Jego zasługą była humanizacja polskiego położnictwa, wprowadzenie porodów rodzinnych. Do takiego położnictwa wychowywał lekarzy, położne.

Jednak generalnie unikał oceniania kogokolwiek. Nie wierzył w złych ludzi. Twierdził, że ludzie się mylą, podejmują złe decyzje, bo nie wiedzą, nie czują i nie rozumieją. Mówił, że trzeba uczyć, dawać przykład ale nie antagonizować, nie przekreślać. Nie lubił mówić o sobie.  W jednym z wywiadów powiedział, że o ważnych sprawach trzeba mówić, nie o konkretnym człowieku. Człowiek jest po drodze.  Był zawsze wierny swoim zasadom, bez względu na konsekwencje.  Ale nie zacietrzewiał się w dyskusji, szanował  oponenta, nawet jeśli nie podzielał jego opinii.

Profesor był wymagającym szefem, nieczęsto chwalił. Czasem dobitnie dawał wyraz swojemu niezadowoleniu, ale z reguły zaraz potem sam pocieszał strapionego kolegę lub płaczącą koleżankę. Uważał zawsze, że w pracy nie ma miejsca na działania niekompetentne. Non stop  dyżurował pod telefonem, prosił o zawiadamianie o trudnych przypadkach, często przyjeżdżał z Falenicy, jeżeli coś się działo. Tępił wszelkie oznaki uprzywilejowania jednych pacjentek kosztem innych.  Pana Profesora najbardziej interesował chory, cierpiący człowiek. Podchodził na obchodzie do pacjentki, brał ją za rękę, obejmował głowę i cicho coś mówił. Bardzo dbał o kształtowanie w zespole właściwego stosunku do chorych.

Profesor Troszyński był erudytą, miał świetną pamięć, cytował rozmowy sprzed wielu lat. Znał historię, literaturę, interesował się filozofią, matematyką, zakładał towarzystwo cybernetyczne. Znał język łaciński i grecki, do każdej sytuacji potrafił dobrać odpowiednią mądrą i dowcipną sentencję w jednym z tych języków. Lubił towarzystwo innych a inni lubili jego kompanię. Miał ogromne poczucie humoru,  był człowiekiem skromnym, nie lubił pyszałków, wszelkiego „zadęcia” czy celebry. Nie chciał, nie lubił i nie umiał tworzyć wokół siebie jak byśmy teraz powiedzieli „publicity”. Dystans do siebie to cecha, która Go charakteryzowała do ostatnich dni i nie opuszczała nawet w dniach cierpienia. Pamiętam, jak zachęceni poczuciem humoru Pana Profesora domorośli kliniczni poeci tworzyli słowa na temat Pana Profesora do piosenki o rycerzu Michale Wołodyjowskim, które nuciliśmy potem na dyżurach. Podobieństwo do siebie obu rycerzy było uderzające, obaj byli wielcy duchem.

Podkreślał, że został wychowany w etosie pracy, pewnej skromności i surowości. I tak wychowywał swoje dzieci. Jeździł samochodem skromniejszym niż jego asystenci, nie lubił gdy ktoś z nich podnosił problem miesięcznym uposażeń. Nigdy nie prowadził prywatnej praktyki lekarskiej, uważał, że merkantylne podejście lekarzy negatywnie odbija się na pacjentce.

Lubił też proste jedzenie. Pamiętam na jednym z przyjęć, gdzie stoły uginały się pod wszelkim  jadłem, było sushi, a Pan Profesor zapraszany by jadł, zapytał czy nie mają tu chleba a jeśli znaleźliby jeszcze trochę masła to nie będzie głodny. Był bardzo wrażliwy na piękno krajobrazu, miał w swoich genach miłość do polskiej ziemi, drzew, pól. Denerwował się, kiedy ktoś narzekał na pogodę. Dla Niego każda była dobra.  Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek spędzał urlop za granicą, lubił  jeździć w polskie góry i nad morze. Zresztą urlopy traktował jak konieczność, zdecydowanie nie chciał opuszczać kliniki na dłużej. Był  prawdziwym patriotą, sprawy polskie zawsze bardzo Go obchodziły

Bardzo dużo sam zawdzięczam Panu Profesorowi. Trudno publicznie o tym mówić. Zapewne nie wszystko z mojej „działalności” Mu się podobało. Nigdy nie wyrażał niezadowolenia wprost, chociaż miałby wiele powodów, nie oceniał, ale cierpliwie  dawał przykład, podsuwał lektury. Jak prawdziwy przyjaciel wspomagał w trudnych chwilach, kiedy usuwano mnie z Instytutu Matki i Dziecka. Był częstym gościem w Szpitalu przy Madalińskiego. Dużą część swojego zawodowego życia spędziłem blisko Niego, prawie 40 lat. Rozmowy z Nim o przeszłości i teraźniejszości, także o przyszłości, o medycynie i o życiu były dla mnie źródłem wiedzy, inspiracji i energii. Jego wewnętrzne ciepło, dobroć serca, cierpliwość, precyzyjna pamięć i życzliwość, przywiązywanie ogromnej wagi do spraw publicznych, do problemów etycznych związanych z położnictwem i ginekologią  sprawiały, że rozmowy te były dla mnie zawsze bardzo interesujące, ważne i inspirujące. Szkoda, ze ich nie nagrywałem. Część zapisałem. Pozostała pamięć…

Prof. Bogdan Chazan, Prezes KSLP OM bł. dr Ewy Noiszewskiej, Prezes MaterCare Polska